Wyjazdy z supem na nowe akweny zawsze wiążą się z dodatkowym dreszczykiem emocji. A gdy do tego dołożymy zmianę krajobrazu z nizinnego na wyżynny to już w ogóle plus 10 punktów do ekscytacji. Taka okazja nadarzyła się pod koniec sierpnia, gdy Ewa Lisowska, organizująca różnego rodzaju zajęcia dla aktywnych „Czas Na Oddech”, zaproponowała przeprowadzenie SUP szkolenia gdzieś w pobliżu górek, nadających się do zabawy we wspinaczkę. Szybki rekonesans po mapie skierował nas w rejony Jeleniej Góry – nad Jezioro Pilchowickie.
Głównym haczykiem, na jaki się złapaliśmy oglądając zdjęcia z tego regionu, była zapora. Wyglądała monumentalnie, a zarazem bardzo malowniczo komponując się w krajobraz wzgórz i samego jeziora. Oglądanie takiej konstrukcji z drobnego supa zapowiadało się niezwykle. Szczególnie biorąc pod uwagę, że pod nogami będzie się miało blisko 50 metrową głębię…
Zapora powstała w 1912 roku jako przegroda na rzece Bórb, przyczyniając się do powstania Jeziora Pilchowickiego. Jej celem było zapobieżenie powodziom, nękających tamte rejony na przełomie wieków, a także dostarczanie energii elektrycznej, dzięki powstałej u jej podnóża elektrowni wodnej. Jest to druga co do wysokości (69 m) zapora w Polsce.
Mankamentem wybranego przez nas jeziora wydawał się brak łatwego dojścia do wody. Wszystkie zdjęcia ukazywały dość strome i wysokie brzegi, a jakieś konkretniejsze informacje o nadwodnej infrastrukturze znaleźliśmy jedynie na stronie przystani SKŻ Horyzont. Kompletnie nie znając tej okolicy, postanowiliśmy na pewną opcję. Przystań oferowała pomost, miejsce parkingowe i intrygująco wyglądający taras widokowy. Czego chcieć więcej?
Jezioro Pilchowickie przywitało nas wspaniałym widokiem na główną część akwenu, zaporę i niezwykłą panoramę Karkonoszy. Już dla samego tego obrazka warto było przejechać kilkaset kilometrów. Dojazd okazał się całkiem łatwy. Wystarczyło kierować się na stację kolejową, oznaczoną praktycznie na każdej mapie, gdzie od razu witał nas wyraźny baner przystani. Zaraz za nim kryły się schody, prowadzące do drewnianego tarasu, zawieszonego na stromym brzegu jeziora.
Pozytywny charakter miejsca momentalnie podkreślił bosman, który zanim jeszcze zdążyliśmy przynieść pierwszego supa, ugościł nas opowieścią o przystani, historii zapory i widocznych na horyzoncie górskich szlakach. Po przełknięciu tej wiedzy w pigułce zabraliśmy się do pracy, czyli… wodowaniu supów!
Akurat tego dnia trafiliśmy na jeden z najcieplejszych dni w roku. Choć temperatura dopiero wzrastała, woda w jeziorze jasno dawała znać, że już od dłuższego czasu przyjmuje solidną dawkę promieni słonecznych. I paru dodatków spływających z pól. Efektem była dość gęsta zielona zawiesina, co raczej niespecjalnie zachęcało do kąpieli. Plusem dla kursantów była na pewno większa motywacja, by nie spadać z deski… I chyba coś było na rzeczy, bo faktycznie nikt podczas całego szkolenia ani razu nie wpadł całkiem do wody!
Gdyby nie ten niespecjalny dodatek w wodzie, panujące warunki można by określić jako wręcz wymarzone. Zero fali, słońce i bajeczne widoki dookoła. Jezioro Pilchowickie okazało się niezwykle interesującym akwenem do eksploracji. Oczywiście każdy kto już poczuł się w miarę pewnie na desce, pierwsze ruchy wiosłem kierował w stronę zapory. Monumentalna konstrukcja działała jak magnes, a ujrzenie jej z takiego bliska robiło naprawdę spore wrażenie. Jednak szybko okazało się, że nie jest to jedyne atrakcyjne miejsce.
Kierując się od zapory na przeciwległy brzeg, trafiamy na niezwykły górski most kolejowy, wyglądający niczym prosto wyjęty z jakiegoś westernu. Tuż za nim kryła się niewielka malownicza zatoka. Niestety sprawdziło się to, co widzieliśmy wcześniej na zdjęciach. Brzegi jeziora są przeważnie strome i trudno dostępne. Zaledwie w kilku miejscach można bez problemu zejść na ląd. Zdecydowanie najlepszym miejscem do tego celu jest południowo wschodni kraniec jeziora. Znajduje się tam dzika plaża, do której można dojechać samochodem, kierując się w prawo z głównej drogi, prowadzącej od wsi Strzyżowiec do Siedlęcina.
Strome skaliste brzegi robią jednak niesamowity klimat, którego próżno szukać na naszych nizinnych jeziorach. Gdyby nie brak przejrzystości wody, czasami odnosiło się wrażenie, jakbyśmy pływali po jakimś dzikim jeziorze Alaski. Brakowało tylko kąpiących się niedźwiedzi. Zamiast nich spotkaliśmy starą dobrą znajomą z Międzyodrza, czyli czaplę siwą, zadziwiających rozmiarów wyskakujące ryby i… pływającego kreta! Doprawdy interesujące miejsce.
Jezioro Pilchowickie to jeden z ciekawszych akwenów w okolicy Jeleniej Góry, idealnie nadający się na sup wyprawę. Całe jezioro można spokojnie opłynąć w ciągu jednego dnia i z pewnością nikomu nie zabraknie po takiej wycieczce pozytywnych wrażeń. Szczególnie teraz, jesienią, musi być tam szczególnie urokliwie. Wartko jednak pamiętać o podstawowych zasadach bezpieczeństwa, ponieważ mały ruch ludzi na wodzie i trudno dostępne brzegi mogą nie sprzyjać w przypadku jakiejś awaryjnej sytuacji. I jako rzekł nam bosman – nie podpływamy do zapory bliżej niż na 50m.
Zdjęcia: Czas Na Oddech i KM.
Facebook
YouTube
RSS