Siren Supsurfing to niemiecka firma, wchodząca na coraz to bardziej zagęszczony rynek producentów desek SUP. W jej ofercie znajdziemy 4 modele: Snapper – wszechstronna deska na fale, rzekę i do jogi, Hydra – deska do fitnessu, Ray – wyścigowy raceboard oraz Mahi – uniwersalny model do zabawy od płaskiej wody do małych fal. Właśnie ten ostatni mieliśmy okazję przetestować.
To co na starcie wyróżnia deski Siren od innych producentów to cena. Są po prostu tańsze, nawet o 1/3 od desek bardziej znanych i renomowanych firm. Mimo to nie mają powodu by wstydzić się swego pochodzenia. Jak niosą mniej oficjalne wieści, deski Siren powstają w tej samej fabryce co deski Red Paddle, o czym świadczy choćby prawie identyczny plecak z kółkami dodawany do kompletu. Skąd zatem bierze się niższa cena? Głównie z bardziej oszczędnej konstrukcji. Kadłub zbudowany jest z tradycyjnego dropstitchu, wyposażono go w solidny zawór, miękką piankę na pokładzie, linki do mocowania bagażu i tradycyjną skrzynkę statecznikową, jednak nie składa się z tak grubych i licznych warstw, jak dajmy na to wspomniane wcześniej deski Red Paddle.
Właśnie z powyższego powodu deska mimo całkiem niemałych gabarytów (323 cm długości, 83 cm szerokości, 15 cm grubości i 214 litrów pojemności) waży jedynie 9,5 kg. Jest naprawdę lekka. Nawet dzieci nie powinny mieć problemu by ją przenieść do wody. Po napompowaniu do 15 psi Mahi nabiera dość specyficznego kształtu. O ile obrys (patrząc z góry) wygląda jeszcze dość tradycyjnie, to kształt burt jest znacznie bardziej zaokrąglony niż w innych deskach. Przez środek pokładu oraz dna biegnie dość szeroki pas dodatkowego materiału, mający za zadanie usztywnić kadłub. Generalnie nasz Siren wzbudza pozytywne wrażenie. Co prawda widać pewne nierówności w klejeniu wzmocnień na burtach, czego raczej nie uświadczymy w droższych deskach, ale poza tym nie ma powodu do marudzenia.
Idziemy na wodę! Deska jest dość duża, gruba i ma wystarczający zapas pojemności by utrzymać nawet cięższego początkującego surfera. Szybko łapiemy na niej pewny balans. Lekka konstrukcja wypływa na nieco sprężyste zachowanie deski pod stopami. Choć nie ugina się mocniej od innych, to wyraźniej czujemy lekkie wibracje pokładu, szczególnie na zafalowanej wodzie. Czy to w czymś przeszkadza? Niespecjalnie. Przy zwykłym turystycznym pływaniu po jeziorze czy spokojnej rzece nie ma to większego znaczenia, szczególnie dla lżejszych osób.
Mahi płynie lekko, nie zmuszając surfera do wytężonej pracy z wiosłem. Osiągi są porównywalne z innymi wszechstronnymi deskami, czyli regat raczej nie wygramy, ale też nie zostaniemy z tyłu podczas kilkukilometrowej wycieczki. Było to całkiem pozytywne zaskoczenie, gdyż szczerze mówiąc… wydawało się, że tak tania deska może mieć problemy z utrzymaniem tempa. Jak widać, pozory mylą. Od średniej w swojej klasie nie odbiega też zdolność do utrzymywania równego kursu. Mocno zaokrąglone burty raczej tu nie pomagają i faktycznie trzeba trochę częściej korygować kierunek płynięcia niż na deskach race czy touring, ale nie jest źle. Za to w kwestii manewrowości nie ma nic do zarzucenia. Mahi skręca wdzięcznie i łatwo. W sam raz by pobawić się różne zwroty czy pokręcić się po ciasnych kanałach.
Początkowo, przez lekką budowę, Siren Mahi nie wzbudzała tak pewnego zaufania jak wielowarstwowe konstrukcje. Jednak na wodzie deska obroniła swoją wartość. Biorąc pod uwagę bardzo atrakcyjną cenę i bezproblemowe użytkowanie przez kilka tygodni, możemy śmiało polecić Mahi każdemu, kto szuka taniego, przyzwoitego pierwszego pompowanego SUPa. Musimy się tylko pogodzić z mniej estetycznym wykończeniem łączeń na burtach oraz trochę większą sprężystością kadłuba, co w przypadku lżejszych osób nie powinno mieć większego znaczenia. Jako bonus otrzymamy w komplecie jeden z najlepszych plecaków na deskę – z wbudowanymi kółkami i bardzo wygodnym systemem zapinania.
Sprzęt do testu udostępniła firma Easy-surfshop.pl
Facebook
YouTube
RSS